The Outer Worlds - recenzja

The Outer Worlds 

 

    Odkąd zobaczyłem pierwszą zapowiedź The Outer Worlds, miałem przeczucie, że gra będzie co najmniej dobra. Odbiłem się od Fallouta 3 i 4, z zażenowaniem śledziłem zamieszanie wokół Fallout 76. Jako fan pierwszych dwóch części, swoje nadzieje cicho pokładałem w The Outer Worlds, które już po pierwszych recenzjach zwiastowały niemały hit. Podczas jednej z lepszych wyprzedaży nabyłem tytuł, więc mam swoje spostrzeżenia i chętnie się nimi podzielę. Czy to nowy Fallout? The Outer Worlds jest grą ,,tylko” dobrą czy bardzo dobrą? Czym jest trypofobia i co ma wspólnego z omawianą grą? Zapraszam do czytania!


 
    Aby nie rozwodzić się zbytnio nad genezą powstania tej gry, wspomnę tylko, że jej twórcy byli zamieszani w produkcję nawet pierwszego Fallouta i nikt nie ukrywał, że The Outer Worlds będzie mocno inspirowany tytułem, który jest żywą legendą branży komputerowej. W czasach, kiedy seria Fallout zboczyła ze swoich pierwotnych torów, stając się pośmiewiskiem branży za sprawą najnowszej odsłony Fallout76, panowie z Obsidian postanowili pokazać, że jeżeli nie Bethesda, to oni wyprodukują Fallouta, na jakiego zasługują gracze.
W grze wcielamy się w wybudzonego z hibernacji kolonistę statku Nadzieja. Naszą podróż do nowego świata przerywa profesor Phineas Welles, który bez ceregieli po krótkim wprowadzeniu w zaistniała sytuację, zrzuca protagonistę na pobliską planetę. W skrócie – musimy pomóc naukowcowi w wybudzeniu pozostałych kolonistów, ponieważ korporacja która miała czuwać nad bezpiecznym dotarciem do celu z jakiegoś powodu ma nas tam, gdzie Słońce nie dochodzi (dosłownie). Podobnie jak w Falloucie, zostaliśmy wysłani na samotną, niemal samobójczą misję ratowania świata.
Zajebiście!
     Mamy XXIV wiek, całym rynkiem futurystycznego świata zarządza kilka najbogatszych korporacji. Z jakiegoś powodu moda i stylistyka ludzkiej cywilizacji cofnęła się do lat czterdziestych, i choć nie znalazłem odpowiedzi dlaczego tak się stało, to absolutnie mi to nie przeszkadzało, aby cieszyć się grą. Pierwsza lokacja do jakiej trafiamy to wioska rybacka wyrosła wokół fabryki konserw wyglądająca jakby żywcem wyjęta ze starych, czarno-białych filmów noir pomieszanych z Łowcą Androidów. Miejscami aż prosiło się, aby zza rogu wyskoczył retrofuturystyczny Humphrey Bogart z blasterem w łapie i kosmoszlugiem w gębie. Zamiast tego jesteśmy rzuceni w wizję korporacyjnego modelu zarządzania wszechświatem, który jak widać nie zmienił się przez czterysta lat ani na jotę. Same korporacje są bardzo ciekawe i zabawnie scharakteryzowane oraz zapadają w pamięć. Podobnie jest z NPCami, którzy zlecają nam misję i wypełniają ten barwny świat. Większość z nich ma coś zabawnego do powiedzenia. A jest co opowiadać, gdyż jest to brutalne uniwersum, nie mające litości dla słabszych jednostek. Mimo to humor co chwila wylewa się z ekranu. Rzadko mi się to zdarza podczas grania, ale podczas sesji The Outer Worlds nie raz i nie dwa zachichotałem pod nosem, ponieważ humor w tej grze jest zdecydowaną zaletą. Jest lekki, czasem wręcz prostacki, ale idealnie wpasowuje się do tego świata, gdzie malutkie ogniska ludzkich tragedii żyją na opustoszałych planetach otoczone murami beznadziejności oczekują lepszego jutra. Za skromnymi zabezpieczeniami wiosek czyhają agresywni maruderzy oraz drapieżne bestie a w samych aglomeracjach wcale nie jest weselej, gdyż nad ludem pracującym wisi wciąż czuwający korporacyjny bat. A w samym środku nasza postać na tropie spisku, który wstrząśnie całym światem. A nawet światami!
     Gramy w trybie FPP i jest to jedna z największych wad, które wyczytałem wśród różnych opinii w internecie. Mi osobiście nie przeszkadzał, mimo że widok z pierwszej osoby jest moim najmniej ulubionym. Bardziej mi brakowało trybu turowego w walkach, choćby opcjonalnego oraz możliwości celowania w konkretne części ciała przeciwników. Walka jest nieco uproszczona, mamy możliwość spowalniania czasu (chyba w ramach zadośćuczynienia za brak pauzy) i wymiana ognia w czasie rzeczywistym jest momentami wręcz trywialna. Nie ma co się martwić o amunicję, ponieważ tej praktycznie nigdy nie brakuje, choć trzeba także  i ją od czasu do czasu uzupełniać. Ponadto jest to pełnoprawna gra RPG, gdzie mamy statystyki bardzo podobne do tych z serii Fallout, które także rozwijamy w dosyć podobny sposób. Możemy nawet spróbować walczyć wręcz, co jest dość ciekawym rozwiązaniem, chociaż konfrontacja na bliskim dystansie raczej szybko skończy się naszym zgonem. Oba te elementy, RPG i FPP współdziałają znakomicie i dają dużo satysfakcji, zwłaszcza, gdy dzięki naszej statystyce możemy rozwiązać jakiś opcjonalny quest samą rozmową.



    Wiadomo, że nawet herkules... kiedy wrogów kupa, więc do pomocy dostajemy piątkę kierowanych przez sztuczną inteligencję bohaterów, z czego jednocześnie może nam towarzyszyć jedynie dwójka z nich. Są oni dla mnie osobiście największą bolączką The Outer Worlds. Ich historie, motywy i zadania poboczne, które można opcjonalnie (i całe szczęście!) wykonać są nudnawe i nie angażowały mnie w żadnym stopniu. W jednym przypadku zadanie towarzysza polega na... Wyprawieniu naszej pani mechanik na randkę. Mamy latać i zbierać ciuszki i szukać ziemskich ciastek z kurzem, w zamian nie otrzymując nic - ani zabawnych dialogów ani sytuacji ani czegokolwiek poza absurdalnie dużą ilością łatwo zdobytych punktów doświadczenia. Jednak podczas potyczek spełniają swoją rolę i choć giną dosyć szybko, to bez nich walka byłaby o wiele trudniejsza. Nie sposób tutaj nie wspomnieć o systemie zawiadującym naszym statkiem, ADA, która jest jedną z zabawniejszych rzeczy w grze i prawie za każdym razem, gdy wracamy na pokład, ADA uraczy nas jakąś śmieszną ciekawostką lub... przyłapiemy ją na flirtowaniu z jednym z naszych towarzyszy co też jest całkiem zabawne i dobrze zrealizowane. Muszę przyznać, ze to nie HAL9000 ani WI z Mass Effect a właśnie ADA skradła moje serce i zostanie moim ulubionym systemem pokładowym. To dziwnie ekscytujące, że żyjemy w czasach, kiedy możemy zrobić taki ranking...



    Ciężko nie odnieść wrażenia, że The Outer Worlds jest młodszym bratem Fallouta, i widać, że grupa z Obsidian dysponowała o wiele mniejszym budżetem, niż może się pochwalić Bethesda. Musimy przeboleć grafikę, którą można śmiało przyrównać do produkcji z lat 2015, przestrzenie są z reguły płaskie, planety bardzo podobne do siebie i jest ich mało. Dzięki stylistyce flory i fauny The Outer Worlds dowiedziałem się czym jest trypofobia. Ni mniej, ni więcej jest to lęk przed strukturami, które złożone są z dziur lub otworów o nieregularnych kształtach. Zachęcam teraz do skorzystania z google, aby dowiedzieć się o czym piszę. Screen poniżej przedstawia większość roślinności, która porasta zamieszkane przez ludzi planety. 

 Are you scared?

    Nie wiem na ile jest to celowy zabieg twórców, a na ile zbieg okoliczności, ale na niedługo po wydaniu tej gry można było znaleźć w internecie wzmianki o tej fobii, są nawet fora zrzeszające osoby na nią cierpiące. Ciekaw jestem, co oni by powiedzieli na roślinki porastające Monarch, jedną z dostępnych planet. Ogólnie grafika jest na średnim poziomie, ale nadrabia klimatem USA lat czterdziestych dwudziestego wieku. Same miasteczka jak i laboratoria i domy które możemy zwiedzić, zdają się być niepowtarzalne i sprawiają wrażenie taniości i modułowości, która mogłaby cechować system mieszkaniowy kolonistów za kilka wieków, kiedy trzeba ciąć koszty, gdzie się da na styl korporacyjnego zarządzania. Całość napędza Unreal Engine 4, ale widać, że z tego silnika nie zostały wyciśnięte siódme poty i mogłoby być lepiej, ale jak na większość elementów składowych tej produkcji tak i tutaj swój mroczny cień rzuca budżet przeznaczony na produkcję. Miejmy nadzieję, że bezapelacyjny sukces gry, który panowie z Obsidian osiągnęli, zachęci ich do stworzenia części drugiej, gdyż z chęcią wróciłbym do tego świata. Dużą zaletą są statyczne krajobrazy planet i widnokręgów w oddali, widok pierścieni podobnych do naszego rodzimego Saturna robi naprawdę duże wrażenie i w tym aspekcie nie ma się do czego przyczepić. Modele postaci także są poprawne, choć żywcem wyjęte jakby z poprzedniego Fallouta. 


  
    Muzyka i odgłosy są tak wplecione w rozgrywkę, że ani nie przeszkadzają, ani nie przykuwają uwagi na dłużej. Soundtracku nigdy więcej nie włączę, ale spełniał swoją rolę i dobrze wprowadzał w klimat produkcji. Odgłosy strzałów jak najbardziej poprawne, na ile poprawny może być dźwięk przeładowania plazmowego ręcznego działa, które pochyłym lotem zmierza wskazać nieprzyjemnemu delikwentowi drogę na przystanek gdzieś pomiędzy ,,nigdzie” a ,, do widzenia”.


  
    Cała historia toczy się dosyć dynamicznie i jej odbiór umila nam niemal doskonale zrealizowana lokalizacja, która angielskie gry słów stara się przełożyć na polski możliwie zabawnie dla nas. Czasem się to nie udaje, ale kwestie wypowiadane po angielsku często nakierowują nas na właściwy trop i na to co tłumacz miał na myśli. Największą bolączką była dla mnie nazwa korporacji Spacer`s Choice (Its not a best choice – its spacer`s choice!) przetłumaczona na Kosmolub, ale z drugiej strony dostaliśmy taką perełkę, jak piwo niewarzkie. Na problemy? Niewarzkie! Jest tego w grze zdecydowanie więcej i zachęcam do samodzielnego odkrywania kolejnych smaczków, których gra oferuje całe mnóstwo.



     Kończąc moje wywody, zbliżamy się do oceny końcowej The Outer Worlds, do gry, która pokazuje nam także kondycję rynku gier w obecnym czasie. Udowadnia, że mimo braku nieposkromionych funduszy można stworzyć coś bardzo dobrego i zapadającego w pamięć a przede wszystkim stanąć do walki z Bethesdą czy EA w szranki i wyjść z tej walki zwycięsko. Gdyby tylko misje towarzyszy były ciekawsze, cała fabuła nieco bardziej epicka lub emocjonująca i grafika nie była w tyle kilka lat za konkurencją, to mielibyśmy grę w ścisłej czołówce wydanych produkcji 2019 roku. A tak jest bardzo dobrze - mam nadzieję na więcej w następnych latach i z niecierpliwością czekam na kolejne produkcje Obsidian Entertainment.

Kilka tipsów na koniec dla graczy, którzy jeszcze nie grali:

      1. Gra jest dosyć łatwa nawet na trudnym poziomie trudności. Jeżeli oczekujecie wyzwania – zagrajcie na najwyższym.
      2. W każdym automacie kupujcie klucze deszyfrujące.
      3. Bawcie się dobrze!


Ocena: 7/10

Plusy:
    • Zabawna historia podszyta ludzkimi tragediami
    • Jest klimat starego Fallouta!
    • ADA

Minusy:
    • Grafika sprzed kilku lat
    • Nieciekawe tereny na planetach
    • Nudni towarzysze







Komentarze

Popularne posty