A Plague Tale Innocence - Recenzja




A Plag Tale: Innocence -
- Recenzja

W czasach, kiedy naszą planetę trapi śmiercionośny wirus, natknąłem się na grę, której scenariusz z grubsza opowiada o podobnym temacie. Mowa tu o dość świeżym A Plague Tale: Innocence, które traktuje pośrednio o epidemii dżumy z XIV wieku, a konkretnie o losie dwojga rodzeństwa, Amici oraz Hugo uwikłanych w mistyczną tajemnicę w którą zamieszana jest sama inkwizycja. Choć mam wielką nadzieję, że obecna pandemia nie przerodzi się w coś tak potwornego jak czarna śmierć, która wybiła gdzieniegdzie na świecie nawet 80% ludzkości, to dzięki panującej sytuacji zagrożenia epidemicznego mogłem się jeszcze bardziej wczuć w historię przygotowaną przez Asobo Studio i mówię Wam - to jest piekielnie dobra historia, warta zapoznania się z nią podczas kwarantanny i nie tylko! Zapraszam do recenzji. 



Już podczas pierwszych prezentacji A Plague Tale: Innocence wzbudzał duże zainteresowanie w branży gier. Ekipa Asobo Studio, nie miała na koncie do tej pory większych sukcesów i powyższa produkcja jest ich najbardziej ambitnym projektem w historii. Wielu wróżyło tej grze sukces jeszcze przed premierą nie tylko dzięki świetnej grafice i ciekawemu uniwersum, ale także z racji tego, że Plague Tale było łudząco podobne w rozgrywce do niesamowitego The Last of Us, na którego kontynuację osobiście czekam z wielką niecierpliwością. Sami developerzy wcale nie ukrywali, że ich gra czerpie garściami z TLOU, zaś wielu graczy zwróciło na ten tytuł uwagę właśnie ze względu na porównania do legendy. Czy słusznie? 

        Po kolei. Grę rozpoczynamy jako córka rodu De Rune, francuskich szlachciców w średniowiecznej Francji. Amicia, bo tak się nazywa nasza protagonistka, jest jeszcze niepełnoletnią panną, która jest zazdrosna o swojego brata, Hugo, którego trapi tajemnicza choroba, której zaradzić próbuje ich matka, uzdolniona alchemiczka. Przez swoją przypadłość Hugo praktycznie nie wychodzi ze swej komnaty, przez co jest dla Amici niemalże obcą osobą. Łączy ich niewiele, ale to się szybko zmienia, ponieważ na skutek dynamicznych wydarzeń zamek De Rune został zaatakowany przez inkwizycję, niemalże cała rodzina dwojga (już) sierot wybita do nogi, zaś wszystkim z jakiegoś powodu zależy na schwytaniu Hugo. Gdyby tego było mało, rodzeństwo musi sobie poradzić w przerażająco brutalnym i nieprzyjaznym środowisku, ponieważ trwa epidemia dżumy. Szacuje się, że choroba ta odebrała życie niemal połowie ówczesnej ludności Europy. Przez cztery lata pozbawiła życia ok. 200 milinów ludzi, co doprowadziło do wielu perturbacji na wszystkich gałęziach gospodarki, ale przede wszystkim do niezliczonej liczby ludzkich tragedii, których świadkami mieli być w niedługim czasie Hugo i Amicia. Już w drugiej lokacji po ucieczce z zamku trafiamy do francuskiej wioski, gdzie z hukiem zamykane są przed nimi drzwi, nikt nie chce udzielić schronienia sierotom w obawie przed zarażeniem. Po niedługim czasie największym problemem stają się szczury, których należy unikać jak ognia - choć w tej akurat grze ogień oznacza życie, gdyż gryzonie panicznie się go boją i to właśnie ten niszczycielski żywioł staje się naszym głównym sprzymierzeńcem w  przygodach naszych protagonistów. Mechanika gry w większości opiera się stymulowaniu źródeł światła w taki sposób, aby otworzyć sobie kolejne przejście lub napuścić szczury na naszych wrogów. W toku zabawy cały czas natrafiamy na kolejne mechaniki, które mają nam urozmaicić rozgrywkę i nie znużyć, co liczę jako bardzo duży plus, ponieważ do samego końca dostajemy do naszej dyspozycji przeróżne pociski do procy, którą mistrzowsko posługuje się Amicia. 


Podobnie jak w The Last of Us, otwarta walka jest tutaj z góry skazana na porażkę, jeden cios wrogich nam żołnierzy wystarczy, aby nas skutecznie uśmiercić. Poza procą nie dysponujemy żadnym narzędziem do walki, więc czeka nas dużo skradania i cichych zabójstw. W dodatku mamy pod opieką dziecko, którym należy się zająć i choć Hugo nie pomaga nam w walce, to często przydaje się do rozwiązywania logicznych łamigłówek, gdyż za sprawą niedużego wzrostu może przecisnąć się w wąskich szczelinach. Ciężko nie odnieść wrażenia, że panowie z Asobo Studio chcieli stworzyć TLOU 1.5, lecz niekiedy po prostu zabrakło im zasobów ludzkich aby dopiąć wszystko na ostatni guzik i stworzyć nieco większy świat, ponieważ długość gry nie powala - w piętnaście godzin grę przejdzie praktycznie każdy. Nawet wytwarzanie przedmiotów jest łudząco podobne do przygód Joela i Ellie - a nawet jest uboższe. Wydaje mi się, że A Plague Talle - Innocence jest takim średniowiecznym prequelem The Last of Us, ponieważ historia jak i sama mechanika oraz lokacje są uboższe, prostsze i mniej angażujące niż w legendarnym już tytule Naughty Dog. Przede wszystkim rzuca się w oczy liniowość lokacji, która sprawia, że do zwiedzania jest mało, zaś gra zawsze da nam potrzebne składniki do pocisków nie tylko przed trudnym fragmentem rozgrywki ale właściwie co chwila rzuca je nam pod nogi żeby w żadnym wypadku ich nie zabrakło. Nie musimy właściwie wcale oszczędzać pocisków tak jak to było w przypadku TLoU, podczas rozgrywki na normalnym poziomie ani razu nie zdarzyło mi się, abym odczuł jakikolwiek stres w związku z brakami w moim ekwipunku. Dla weteranów polecam więc wyższy poziom trudności, aby gra stanowiła wyzwanie. 



     Co nie znaczy, że gra jest brzydka lub nieciekawa. To nie tak, gra jest po prostu mniej rozbudowana fabularnie a lokacje są po po prostu mniejsze i dają mniej pola do manewru  dla gracza. Dany etap musimy przejść w taki sposób, w jaki zaplanowali to twórcy i koniec, kropka. Poza tym sama grafika stoi na bardzo wysokim poziomie. Światło, które wdziera się uliczkami miasta lub zachodzące słońce nadają przygodzie niepowtarzalnego, melancholijnego charakteru. Inspiracją do stworzenia takiego, a nie innego świata przedstawionego były prace Claud`a Lorain`a, francuskiego malarza z XVII wieku. Poniżej przedstawienie jednego z jego obrazów zestawionego z jedną z lokacji w grze. Dzięki temu średniowieczna Francja wygląda bardzo przekonująco a niekiedy wręcz baśniowo. Gorzej wypadają animacje twarzy bohaterów, które są dosyć sztywne i wydaje się, że wszystkie emocje są generowane przez ustawienie brwi, co miejscami jest całkiem zabawne, ale z reguły nie przeszkadza, gdyż niemal cały czas oglądamy plecy bohaterów. Przyczepić się za to można do samej animacji plagi szczurów, których gra potrafi wygenerować tysiące jednocześnie, ale ponieważ taka animacja paliłaby sprzęty niczym inkwizycja czarownice, to zdecydowano się ją uprościć do granic możliwości. Wszystko jest okej, dopóki nie zaczniemy przyglądać się pojedynczym osobnikom, które wyglądają, jakby ruszały się bez udziału żadnego mięśnia a morze ogonów przypomina falujące morze wykałaczek. Ruch ciekawy, dosyć ryzykowny, kłócący się z estetyką reszty gry, ale udany. Mamy się szczurów bać i się ich boimy. W niektórych lokacjach zastosowana jest także technika kopiuj-wklej dla zwiększenia szoku widza (pole zaścielone padniętym bydłem pamiętam do dziś) i jakby się głębiej nad tym zastanawiać, to jest to nieco nierealistyczne. Ale to gra - gramy w nią właśnie po to, aby oderwać się od rzeczywistości, a nie jej szukać.  


Muzyka i udźwiękowienie dobrze wpisują się w klimat gry, dodają nam potrzebnych emocji i świetnie nastrajają przerywniki filmowe. Jest jednak tylko tłem dla bardzo wciągającej historii. Trzymamy kciuki za powodzenie misji Amici i Hugo i naprawdę chcemy znaleźć lekarstwo na jego tajemniczą chorobę. Muszę przyznać, że żadna gra od dawna tak nie targała moimi emocjami, może to przez to, że bohaterami gry są właśnie dzieci. Znikąd ratunku, dwie sieroty rzucone w wir niewyobrażalnie brutalnego świata tracą swoją tytułową niewinność. Przede wszystkim twórcom gry udało się to, na czym poległo bardzo dużo gier - dziecięcy bohaterzy NIE SĄ irytujący. Myślę, że jednym z największych wyzwań tej gry było właśnie zaprojektowanie Amicii i Hugo w ten sposób, abyśmy żywili do nich ciepłe uczucia. Ich rozmowy potrafią zainteresować, Hugo zbiera dla siostry kwiaty o których możemy poczytać a Amicia opowiada młodszemu bratu o znajdźkach, które są rozsiane po lokacjach. Są dobrze ukryte, ponieważ przy swobodnym przechodzeniu gry udało mi się znaleźć zaledwie kilka, podobnie jak kwiatów. Jeśli lubisz bieganie i ,,lizanie ścian", spokojnie możesz podnieść końcową ocenę gry o pół oczka. 

      I to właściwie całe A Plague Tale: Innocence, gra która porwała się z motyką na słońce, chcąc zbliżyć się do nie mającego sobie równych The Last of Us. Mimo, że nie wychodzi z tej walki zwycięsko, to gra mężnie przetrzymała pełne dwanaście rund i nie schodzi z ringu ze spuszczoną głową. Nie jest to gra roku, ale bardzo dobrze zrobiona produkcja, która jest niestety nieco uboższa, niż miałem nadzieję, że nie będzie. Historia jest ciekawa i brutalna, co w dobie gier robionych dla nastolatków i dzieci jest jej dodatkowym atutem, gdyż była skierowana do węższego grona odbiorców a mimo to udało się odnieść jej niebywały sukces. Trzymam kciuki za kolejne tytuły Asobo Studio, ponieważ bardzo brakuje mi tak dobrych i dojrzałych gier dla pojedynczego gracza. 



      Grę testowałem na PS4, optymalizacja jest na świetnym poziomie a grę można kupić na promocji poniżej 80 złotych. 

      Kilka porad dla graczy, aby przyjemniej się grało: 
1. Nie wykorzystuj maksymalnie wszystkich surowców, oprócz niebieskich, do wytworzenia przedmiotów potrzebujemy także składników, których normalnie używamy do pocisków. 
2. Gra ma opcję francuskiego dźwięku, polecam włączyć choćby na próbę. :)
3. Czasem, jeśli jakiś będzie za trudny i można zaryzykować konfrontację twarzą w twarz, jeden z pocisków ma opcję ogłuszenia przeciwnika tuż przed zadaniem śmiertelnego ciosu. 

Ocena: 8+

Zalety: 
- Wciągająca fabuła
- Ciekawe postacie, nie tylko Hugo i Amicia 
- Przepiękna grafika
- Gra wciąż podsuwa nam nowe mechaniki rozgrywki

Wady: 
- Za krótka
- Nieco za łatwa na normalnym poziomie trudności
- Jest mniej rozbudowana niż TLoU, na którym stara się wzorować


Komentarze

Popularne posty