Yes, your Grace - recenzja

 


Recenzja Yes, Your Grace

 

    Uff, musiałem nieco odpocząć po recenzji Cyberpunka. Niemalże pół roku, lekko licząc. To nie znaczy, że nie grałem w gry, ale po prostu żadnej nie udało mi się ukończyć. Takie produkcje jak Desperados III, Anno 1404, Tropico 5, Borderlands (Paweł - skończymy to, nie martw się!), ale także Loop Hero i Griftlands czekają spokojnie na swoją kolej. Najbliżej recenzji są dwa ostatnie tytuły, gry AAA już mnie tak nie jarają jak kiedyś; jako podstarzały punk zacząłem płynąć pod prąd i kieruję się ku niezależnym produkcjom. Idąc tą drogą (nie dając satysfakcji wrogom) doszło do tego, że wcieliłem się w rolę średniowiecznego władcy w fikcyjnej krainie Davern za sprawą Yes, your grace. Gra, która powinna być lekka łatwa i przyjemna, kryje w sobie całkiem sporo głębi i potrafi niejednokrotnie zaskoczyć - i to pozytywnie! 

    Gra polega w dużej mierze na siedzeniu królewską pupcią na miękkim tronie i rozsądzanie niekończącej się kolejki mieszczan, wieśniaków, kupców oraz innych prelegentów, którzy nie mają nic innego do roboty (np. pracę na rzecz królewskiego skarbca, wy psy!), niż proszenie Ich Wysokości o te czy inne przysługi. Wydaje się proste? Niekoniecznie - każda pikselowa postać ma do nas interes - i czasem wyjdziemy na nim jak Zabłocki na mydle.  Jako król możemy oczywiście odmówić, ale wiąże się to z negatywnymi skutkami. 

Cały czas czekałem na Macieja z Zadupia - niestety nie doczekałem się. :(

    Podczas rozgrywki żonglujemy zaledwie trzema zasobami - złotem, zasobami oraz zadowoleniem mieszkańców. Jeśli któryś z nich spadnie do zera - gra automatycznie się kończy i musimy zacząć przygodę od nowa, mozolnie przechodząc przez kolejne tygodnie, gdyż one są odpowiednikami tur liczonymi do kamieni milowych w rozgrywce. Całość zawiera się w mniej więcej roku kalendarzowym, więc musimy przetrwać ok. 52 tygodnie. Nie jest to proste, ponieważ zasoby skarbca są znikome niczym chomicze jajka na syberyjskim mrozie. Często musimy prosić kupca reprezentującego bank o pożyczkę w złocie lub zasobach, zaś odsetki są słone jak morze martwe. 

    Na początku sądziłem, że będę się przeklikiwać przez rzeszę interesantów i niewiele więcej. Gra jednak oferuje swoiście ciekawą fabułę, ponieważ podczas gry musimy podjąć bardzo trudne decyzje dotyczące wydawania naszych córek za mąż, a każda z nich posiada unikalną i co ważniejsze - ciekawą osobowość. Z czasem można je polubić, a nawet zacząć współczuć - mojej dziewczynie przypatrującej się rozgrywce raz nawet zaszkliły się oczy podczas jednego z mocniejszych momentów. W dodatku musimy dbać o relacje z żoną oraz kilkunastoma ważniejszymi szlachcicami, którzy mają swoje cele wobec nas i naszego królestwa. Mało? Poza tym nie spędzamy całego czasu w sali tronowej, ale możemy zwiedzać i rozmawiać z postaciami zamieszkującymi zamek - często odprawienie interesantów z sali tronowej to dopiero połowa ,,tury" - musimy także porozmawiać z członkami naszej rodziny i śledzić ich perypetie. Jeszcze mało? Dalej wysyłamy ekspedycję jednego z trzech naszych dowódców - łowcy, wiedźmy oraz generała, którzy działają na mapie świata, wykonując dla nas pomniejsze zadania lub rozwiązując problemy gości z sali tronowej. Ich utrzymanie także kosztuje i jesteśmy zmuszeni przemyśleć, czy na daną turę opłaca się opłacać (hehe) ich żołd. Nadal kręcisz nosem na brak aktywności? No to nie koniec - w tle rozgrywa się wojna, która nieubłaganie niczym pojawienie się rudej na oplu, zbliża się do naszego zamku. Musimy zebrać armię, negocjując ze wspomnianymi wcześniej szlachcicami, a gdyby tego było mało, to zajmujemy się śledztwem dotyczącym zatrucia teścia naszej świeżo wydanej za mąż córki. A zegar tyka... 

Musimy dbać o relacje z naszą rodziną


    Podsumowując rozgrywkę, jak na grę, która zajmuje ok. 300mb i pójdzie na Nokii 3310 byłem bardzo zaskoczony. Całą fabuła to od sześciu do dziesięciu godzin rozgrywki. Biorąc pod uwagę, że Yes, Your Grace można nabyć za równowartość dwóch paczek czesterfildów, to wydaje mi się być ceną bardziej niż uczciwą. 

    Grafika to typowy pixelart, którego fanem nie jestem, ale też zbytnio mi nie przeszkadza. Nie jest tak ładna jak children of Morta, ale też nie kłuje w oczy. Tutaj chodzi o feeling rozgrywki, chłonięcie kolejnych wydarzeń, a nie wodotryski wylewające się z ekranem. Typowy indyk, nic dodać, nic ująć.  

    Dodatkowym atutem Yes, Your Grace jest sporo nawiązań do polskich realiów i słowiańszczyzny. Przed uruchomieniem gry nie zdawałem sobie z tego sprawy, zaś piosenka zespołu Merkfolk rozwiała wszelkie wątpliwości. Słowiańskie rytmy połączone z metalem i okazjonalnym growlem? Nie mogłem trafić lepiej! Do tego stopnia, że minął miesiąc a ja do tej pory słucham soundtracku. Także nazwy wsi na mapie świata brzmią swojsko, a kolejnych easter eggów nie chcę zdradzać, aby nie psuć nikomu radości ich odkrywania. 

Wybacz, Hed , nie mogłem się oprzeć!

 

    Czy po tym wylewie superlatyw mogę coś napisać o wadach gry? No nie za bardzo. Za niedużą cenę otrzymujemy grę, którą nie dość, że zapamiętamy, to po kilku tygodniach lub miesiącach wrócimy, aby naprawić swoje błędy, której popełniliśmy podczas pierwszej rozgrywki. W dodatku duma z polskiego gamedevu nie pozwala poczuć, że Polacy kolejny raz udowodnili, że w świecie elektronicznej rozgrywki nie powiedzieli ostatniego słowa - wręcz przeciwnie. 

Jest tylko jedna łyżka dziegciu w tej beczce miodu, jakby to powiedzieli nasi pradziadowie i emerytowani nauczyciele języka polskiego. Dotyczy ona pewnej decyzji twórców wobec fabuły, która zachodzi podczas końcówki pewnej batalii (tak, w pewnej chwili dowodzimy armią podczas bitwy. Dwa razy!). Dostałem w twarz zabiegiem, którego wręcz nienawidzę - deus ex machina pojawia się w najbardziej emocjonującym momencie i mimo, że jest fabularnie uzasadniony, to i tak skrzywiłem się na fakt jego zaistnienia. 


 A wiec wojna!

Czymże jednak jest jedna wada, która jednego obejdzie a  drugiego niekoniecznie? Niewiele. 

Jeśli w Twoich żyłach płynie krew przodków Swaroga, Świętowita, Jaryły i innych, a do tego lubisz metal, to się nie zawiedziesz na zespole Merkfolk, który świetnie akompaniuje całej przygodzie. 

Ps. Zdjęcia z googla, tak się wkręciłem, że zapomniałem porobić screeny. 

 

Ocena: 9/10

Komentarze

Popularne posty